
- Wysokie zarobki za wysokie zyski
- Wynagrodzenie prezesa to jedno, a zysk banku to drugie
- Wynagrodzenia niezależne od efektów?
- Odprawy podbijają koszty
- Zasługują czy nie?
W 2017 roku na wynagrodzenie prezesa Brunona Bartkiewicza, a także pensje siedmiu pozostałych osób zasiadających w zarządzie ING Banku Śląskiego, przeznaczono łącznie ponad 9,5 mln zł. Średnie wynagrodzenie na jedną osobę wyniosło więc sporo ponad milion złotych. Z punktu widzenia przeciętnego Kowalskiego są to wręcz astronomiczne kwoty. Jednak z drugiej strony - w ubiegłym roku ING wypracował ponad 1,4 mld złotych zysków netto. Kiedy więc porówna się obie wielkości ze sobą, wyjdzie, że wynagrodzenia dla całego zarządu stanowiły zaledwie 0,7% tego, co w 2017 roku zarobił katowicki bank.
Wysokie zarobki za wysokie zyski
Poza nielicznymi wyjątkami, w pozostałych polskich bankach komercyjnych relacja wynagrodzeń zarządu do osiągniętego zysku kształtowała się podobnie. Przykładowo, Michał Gajewski – prezes BZ WBK- otrzymał przed rokiem wynagrodzenie rzędu 2 mln zł, a do całego 12-osobowego zarządu trafiło przeszło 22 mln zł. Mnóstwo pieniędzy, ale w porównaniu z tym, co „na czysto” zarobił w ciągu roku cały bank, nie stanowiło to nawet 1,0%.
Relatywnie mniej pieniędzy wpłynęło na konta osób kierujących największym polskim bankiem, czyli PKO BP. Zbigniewowi Jagiełło i reszcie menedżerów wchodzących w skład zarządu banku wypłacono nieco ponad 13 mln zł. I znów ta sama sytuacja – kwota gigantyczna, ale stanowiąca jedynie 0,4% całorocznego zysku banku. Przytoczone przez nas dane zdają się potwierdzać tezę, że wysokie zarobki bankowców stanowią po prostu pochodną bardzo dobrych wyników osiąganych przez zarządzane przez nich banki. Innymi słowy – skoro ich praca daje tak dobre owoce, to dlaczego nie wynagradzać ich w tak hojny sposób?
Bank |
Prezes |
Wynagrodzenie (w mln zł) |
Rok |
---|---|---|---|
Bank Pekao |
Luigi Lovaglio |
5,5* |
2016 |
Bank Millennium |
Joao Bras Jorge |
5,0 |
2017 |
mBank |
Cezary Stypułkowski |
3,8 |
2017 |
ING |
Brunon Bartkiewicz |
3,3 |
2017 |
PKO BP |
Zbigniew Jagiełło |
3,3 |
2017 |
Alior Bank |
Wojciech Sobieraj |
2,6 |
2016 |
BGŻ BNP Paribas |
Tomasz Bogus |
2,0 |
2016 |
BZ WBK |
Michał Gajewski |
2,0 |
2017 |
Citi Handlowy |
Sławomir Sikora |
2,0 |
2017 |
Deutsche Bank |
Krzysztof Kalicki** |
1,8 |
2016 |
Raiffeisen Bank |
Piotr Czarnecki** |
1,5 |
2017 |
Getin Noble |
Krzysztof Rosiński** |
1,5 |
2016 |
Idea Bank |
Jarosław Augustyniak |
1,4 |
2016 |
Bank Pocztowy |
Sławomir Zawadzki** |
0,8 |
2016 |
BOŚ |
Dariusz Daniluk |
0,8 |
2016 |
Wynagrodzenie prezesa to jedno, a zysk banku to drugie
Jeśli praca prezesa i reszty zarządu znajduje odzwierciedlenie w wysokim zysku banku, jest to jak najbardziej zdrowa sytuacja. Problem pojawia się jednak w chwili, kiedy nadchodzi słabszy rok, a osiągane wyniki spadają poniżej oczekiwań. Nie mówimy tutaj nawet o stratach (w 2017 roku tylko jeden bank komercyjny zakończył rok „pod kreską”). Wystarczy w zasadzie tylko umiarkowane pogorszenie osiąganych wyników, aby milionowe wynagrodzenie kadry kierowniczej zaczęło nas razić. Jaskrawym tego przykładem jest Bank Pocztowy, który w ostatnich latach regularnie osiągał zysk na poziomie 30-40 mln zł rocznie, a na pensje zarządu trafiało około 7-10% tej kwoty (odsetek wyższy niż u konkurencji, co jest w sporej mierze pochodną mniejszej skali działalności banku).
Sytuacja zmieniła się jednak w 2016 roku, kiedy cały rok bank zakończył z zaledwie trzymilionowym plusem. Pogorszenia wyników w jakikolwiek sposób nie odczuli jednak ani prezes, ani pozostali członkowie zarządu. Mało tego – w stosunku do 2015 roku na ich konta wpłynęło o ponad 10% więcej pieniędzy! W omawianym przypadku z jednej strony mamy na szali zaledwie 3 mln zł zysku całego banku, a z drugiej prawie 4 mln zł, które trafiły do grupki raptem pięciu ludzi kierującej Bankiem Pocztowym. Gdybyśmy byli jego akcjonariuszami – delikatnie mówiąc, nie bylibyśmy zachwyceni takim obrotem spraw.
Wynagrodzenia niezależne od efektów?
Przeglądając raporty finansowe poszczególnych banków, w wielu miejscach natknęliśmy się na informacje o obowiązywaniu specjalnych „programów zmiennych składników wynagrodzeń”. Poszczególne programy różnią się pod względem charakterystyki. W niektórych część zmienna uzależniona jest od osiąganych zysków, a w niektórych od giełdowej ceny akcji danego banku. W tym pierwszym przypadku sprawa jest jasna – im więcej pieniędzy zarobi bank, tym więcej trafi do portfela osoby objętej tego typu programem. W drugim podstawą do ustalenia wynagrodzenia jest natomiast giełdowa cena akcji.
Obowiązywanie tego typu programów w teorii oznacza, że przynajmniej część wynagrodzeń członków zarządów oraz głównych menedżerów uzależniona jest od jakości ich pracy. Jeśli biznes idzie dobrze, ich konta powinny pęcznieć. Jeśli natomiast zdarzy się im popełnić błędy lub po prostu ogólna sytuacja na rynku bankowym ulegnie pogorszeniu, to skutkiem powinny być niższe pensje. W praktyce jednak różnie z tym bywa. Szczegóły poszczególnych programów wynagrodzeń nie są z reguły publicznie znane i z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora ich działanie może wydać się nieraz absurdalne.
Przykład – BGŻ BNP Paribas. Bank w 2016 roku zaliczył bardzo słaby rok, w którym zarobił „na czysto” niespełna 77 mln zł. Rok później nastąpiła jednak znaczna poprawa - po opłaceniu wszystkich podatków i uregulowaniu wszelkich kosztów w banku zostało prawie 280 mln zł. Mimo tak dynamicznego wzrostu podstawowe wynagrodzenia dla członków zarządu... spadły. Odwrotnie miała się sprawa w Idea Banku, którego zysk netto w 2017 roku okazał się być prawie o połowę niższy od tego odnotowanego rok wcześniej (441 mln zł w 2016 roku versus 231 mln zł w 2017 roku). Mimo tego załamania wynagrodzenia dla osób obsadzających najwyższe stanowiska w banku poszły w górę o ponad 30%.
Odprawy podbijają koszty
Istotny element, jeśli chodzi o koszty utrzymania zarządu banku, stanowią świadczenia z tytułu rozwiązania stosunku pracy, czyli popularne odprawy. Ich ideą jest zapewnienie zwalnianej osobie środków na przetrwanie do momentu, w którym znajdzie sobie nowe źródło utrzymania. Z reguły wypłacane kwoty stanowią równowartość kilku, rzadziej kilkunastomiesięcznego wynagrodzenia danego pracownika. Jednak gdy uzmysłowimy sobie, że w przypadku kadry kierowniczej banków pobierane uposażenia liczone są nierzadko w setkach tysięcy złotych miesięcznie, to i wysokość pobieranych odpraw będzie niekiedy sięgać kilku milionów złotych.
Jak gigantyczny może być to koszt, pokazuje niedawny casus Banku Pekao. W raporcie finansowym 2017 roku czytamy, że zwolnienie kadry kierowniczej (w tym prezesa Luigi Lovaglio) kosztowało bank z tytułu odpraw ponad 6,6 mln zł. Nieco mniej – bo prawie 3,7 mln zł - poszło na ten cel w ubiegłym roku z kasy BGŻ BNP Paribas. Sama idea odpraw pracowniczych nie jest oczywiście niczym złym. Sęk w tym, że roszady na kierowniczych stanowiskach zdarzają się bardzo często. Na porządku dziennym są sytuacje, w których dany menadżer ledwo zdąży urządzić się w swoim gabinecie, a już z różnych powodów zmienia otoczenie. A odprawa przysługuje. Najnowszy przykład - Michał Krupiński, który raptem po kilkunastu miesiącach szefowania PZU objął posadę prezesa zarządu Banku Pekao. Zanim jednak rozstał się z fotelem szefa największej polskiej firmy ubezpieczeniowej, otrzymał z tego tytułu ok. 300 tys. zł odprawy.
Bank |
Koszt (tys. zł) |
Rok |
---|---|---|
Bank Pekao |
6642 |
2017 |
BGŻ BNP Paribas |
3698 |
2017 |
BZ WBK |
1092 |
2016 |
BOŚ |
434 |
2017 |
PKO BP |
832 |
2017 |
Bank Pocztowy |
62 |
2016 |
Zasługują czy nie?
Na pierwszy rzut oka zarobki prezesów i pozostałych członków zarządów poszczególnych banków wydają się być całkowicie bezzasadne. W końcu na wynik finansowy, jaki osiąga dana instytucja, pracuje nie garstka wysokiej rangi menadżerów, ale również (a raczej przede wszystkim) setki, jeśli nie tysiące szeregowych pracowników. Zdrowy rozsądek podpowiada, że jeśli dwie osoby pracują mniej więcej tak samo ciężko, to nie powinno być tak, że jedna zarabia kilkadziesiąt razy tyle co druga.
Jednak z drugiej strony kadry kierowniczej banków nie stanowią (zazwyczaj) ludzie z przypadku. Dobry przykład to wspomniany Luigi Lovagio, który zanim został prezesem Pekao, przez ponad 30 lat piął się po szczeblach bankowej drabiny, aż w końcu osiągnął „mistrzowski level”. To zupełnie jak w sporcie, show-biznesie czy jeszcze innych dziedzinach życia. Najbardziej znani przedstawiciele swoich dyscyplin są doceniani za swój talent, a ich pensje idą w miliony. Ci z drugiego planu – mimo że tak naprawdę tylko minimalnie ustępują rynkowym liderom - otrzymują za swoją pracę już o wiele mniejsze sumy.
A co Wy sądzicie o zarobkach prezesów banków? Czy Waszym zdaniem ich praca warta jest tak dużych pieniędzy?